Kraj

MSPO 2021 – cz.2: lepszy pancerz, wyborowe strzelanie, polski ppanc

Region Sob. 11.09.2021 10:40:06
11
wrz 2021

18. Dywizja Zmechanizowana uchodzi za oczko w głowie szefa MON-u, ale nie wszystkie elementy jej uzbrojenia, pokazane tydzień temu w Siedlcach, można uznać za nowoczesne. Niektóre wymagają następców, inne uzupełnienia. W drugim odcinku naszej relacji z Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego w Kielcach pokazujemy sprzęt, który może zwiększyć możliwości budowanej wciąż jednostki. Będzie też coś dla fanów strzelectwa.

Tatra za Honkera?
Jednym z eksponatów na niedawnej wystawie uzbrojenia 18. DZ był wóz dowodzenia obroną przeciwlotniczą na bazie samochodu terenowego Honker. Wyszkolony specjalista i cenna aparatura ma tam ochronę przed deszczem – i właściwie przed niczym więcej. Może mu zaszkodzić pierwszy lepszy odłamek lub zbłąkana kula. Na kieleckich targach Huta Stalowa Wola pokazała maszynę większą i cięższą, ale też bez porównania bezpieczniejszą, a przy tym wciąż całkiem sprawnie radzącą sobie w terenie. Duży samochód opancerzony 4x4, choć na „koronkowej” masce nosił logo Autosana, jest projektem czeskiej Tatry. HSW podjęła współpracę z Czechami i na bazie dostarczonego przez nich prototypu szykuje się do opracowania całej rodziny wozów specjalistycznych. – Możemy z tego zrobić wozy patrolowe, ewakuacji medycznej, remontowe, rozpoznania i dowodzenia – wylicza Kamila Olejnik, kierownik projektu 4x4. – Jesteśmy na etapie umowy na prototyp, a od stycznia zaczniemy wprowadzać modyfikacje pod zabudowy oczekiwane przez wojsko.
Znaczek i nazwę Autosana umieszczono trochę awansem, choć niewykluczone, że w razie podjęcia produkcji seryjnej umieszczono by ją właśnie w tamtym zakładzie.

150 procent Krotona na Jelczu
Tydzień temu w Siedlcach wśród wystawionego sprzętu zwracał uwagę niski gąsienicowy transporter, na którym umieszczono cztery dziwne prostopadłościenne skrzynie. Był to Kroton, czyli pojazd do minowania narzutowego. W Kielcach pokazano jego większą odmianę ustawioną na podwoziu ciężarówki Jelcz. Ma sześć miotaczy min zamiast czterech, a do tego precyzyjny system nawigacji i sterowania. Dzięki temu może ułożyć pole minowe o dokładnie zadanej powierzchni, gęstości i kształcie, a potem przekazać jego parametry do dowództwa, by przypadkiem nie wpakowały się na nie własne jednostki. – Każda lufa mieści kasetę z pięcioma minami. Jeden miotacz to dwadzieścia luf, cały pojazd przenosi więc sześćset min. Ustawione przed nacierającymi jednostkami przeciwnika pole minowe zmusza go do zmiany trasy albo zatrzymania i czasochłonnego rozminowania, co daje nam czas na wykonanie kontrataku – tłumaczy Piotr Sikora z Huty Stalowa Wola.
Nowy pojazd minowania jest szykowany do badań państwowych, po których będzie gotów do produkcji seryjnej.

Platforma minowania nie była jedyną nową odmianą ciężarowego Jelcza. Na wystawie znalazły się również wersje przeznaczone do holowania wyrzutni rakiet Patriot i transportowania zapasowych rakiet, a także ciągnik z niskopodwoziową naczepą do transportu ciężkich pojazdów gąsienicowych.

Dragunow nie będzie jak Lenin
Podczas święta 18.DZ prawdziwą furorę robiły karabiny dla snajperów – żołnierzy, którzy operują samotnie lub w małych zespołach i potrafią się długo czaić dla oddania jednego, kluczowego strzału. Obok takiej precyzyjnej i dalekosiężnej broni wojsko potrzebuje również nieco innej, przeznaczonej dla strzelców wyborowych wchodzących w skład pododdziałów piechoty. Karabiny te nie muszą mieć tak dużego zasięgu, powinny za to dysponować większą szybkostrzelnością, dlatego przeładowanie musi się w nich odbywać samoczynnie, a nie ręcznie.
W tej kategorii w Wojsku Polskim wciąż króluje stary sowiecki Dragunow, ale już dziś można zapewnić, że nie będzie „wiecznie żywy”, bo Zakłady Mechaniczne Tarnów opracowały jego następcę. W Kielcach pokazały nie jeden model, ale całą rodzinę, o różnych kalibrach i różnych długościach luf. Jak zapewniał nas Roman Uznański, główny specjalista ds. uzbrojenia strzeleckiego – prawie cały ten zestaw jest już po testach fabrycznych, obejmujących m.in. sprawdzenie odporności na warunki środowiskowe i na zużycie. Ma też za sobą prezentacje dla potencjalnych użytkowników i wprowadzone na ich życzenie poprawki. Jednym słowem: rodzina MWS jest gotowa do promocji i wdrożenia. Fabryka liczy tutaj nie tylko na Wojsko Polskie, ale i na odbiorców eksportowych, w tym na rynek cywilny.

Fabryka Broni w Radomiu kontynuuje produkcję karabinków szturmowych Grot, aktualnie w poprawionej wersji A2. Pokazała ponadto przygotowaną wcześniej, ale wciąż nie zamawianą przez wojsko wersję bezkolbową (pomyślaną jako następca pistoletów maszynowych Glauberyt w roli broni osobistej dla załóg wozów bojowych), a także nowy, podwieszany pod lufę karabinka lub występujący samodzielnie 40-milimetrowy granatnik.

Rodzima konkurencja dla Spike’a
Pod względem nasycenia ręczną bronią przeciwpancerną Wojsko Polskie znacznie ustępuje jednostkom amerykańskim. Trwająca od lat licencyjna produkcja izraelskich pocisków Spike i niedawne zamówienie amerykańskich Javelinów nie rozwiązuje problemu. Na MSPO prezentowano zarówno Spike’a w nowej wersji LR2, jak i jego krajowy odpowiednik: opracowywany przez Wojskowy Instytut Techniczny Uzbrojenia pocisk Moskit. Wygląda bardzo podobnie, ma podobne parametry (zasięg 5 km) i podobny sposób użycia (naprowadzanie na cel metodą „odpal i zapomnij” albo ręcznie, ze sterowaniem przez światłowód). Po co więc wymyślać coś na nowo? Ze względu na własność intelektualną, która przelicza się na duże pieniądze. Produkcja licencyjna wiąże się z wieloma nie zawsze nagłaśnianymi ograniczeniami. Kluczowe elementy „Spike’a” przyjeżdżają z Izraela i są tylko montowane do elementów produkowanych w Polsce. Licencjodawca liczy też sobie duże pieniądze za zintegrowanie swego produktu z nowymi nośnikami (takimi jak wozy bojowe i śmigłowce), nie zawsze też pozwala na wprowadzanie modyfikacji.
– Tutaj wszystko jest w naszych rękach: oprogramowanie, głowica optoelektroniczna, głowica bojowa, silnik rakietowy. Możemy tym swobodnie dysponować i je modyfikować. Pracujemy nad Moskitem od trzech lat. Pocisk już lata, teraz pracujemy nad układem autopilota, a kolejnym etapem będzie wyposażenie w głowice bojowe. Zakładam, że w ciągu kolejnego roku system uzyska VIII poziom gotowości technologicznej. Finansujemy go ze środków własnych, liczymy na dofinansowanie przez MON lub NCBiR – powiedział ppłk Piotr Ruliński, kierownik Zakładu Balistyki WITU.
O niuansach związanych z ograniczeniami licencyjnymi powiemy na antenie Radia Podlasie w poniedziałkowej audycji „Społecznym okiem na gospodarkę”.




Nasz reporter jest do państwa dyspozycji:
Adam Białczak
+48.500187558

0 komentarze

Podpisz komentarz. Wymagane od 5 do 100 znaków.
Wprowadź treść komentarza. Wymagane conajmniej 10 znaków.