Smart (small) city

sty 2025
Do tej pory hasło „smart city” kojarzyło się z bogatymi metropoliami. Ale nowoczesne technologie, które ułatwiają życie mieszkańcom i oszczędzają pieniądze samorządom, są już i w miastach kilkunasto- i kilkudziesięciotysięcznych.
Jedno z najstarszych i najbardziej znanych zastosowań, to mechanizm „zielonej fali”. Sygnalizatory sterują ruchem ulicznym tak, by dało się pokonać kilka kolejnych skrzyżowań bez zatrzymywania. Zwiększa to płynność ruchu, oszczędza kierowcom czas, nerwy i paliwo, a pieszych uwalnia od części smogu.Nowsza rzecz to automatyzacja ulicznego monitoringu. Rosnąca liczba ulicznych kamer czyni niemożliwą ciągłą obserwację ich obrazu. Monitoring więc nie tyle zapobiegał przestępstwom, co ułatwiał ściganie sprawców tych już popełnionych. Teraz jednak algorytmy analizy obrazu potrafią same wyłapać bójkę, rozbijanie sklepowej szyby, kopanie zaparkowanych samochodów, pogoń i ucieczkę – i mogą zwrócić na takie sytuacje uwagę operatora albo wręcz same skierować na miejsce patrol policji.
Taka technika już istnieje, choć kojarzy się z ogromnymi kosztami. Setki kamer, tysiące czujników, kilometry kabli, wielkie serwerownie, drogie oprogramowanie. Ot, zabawka dla Warszawy, Trójmiasta, Łodzi, Krakowa czy Katowic, ale już nie dla Siedlec, Sokołowa czy Garwolina. Tymczasem Michał Łopucki z Emitela podczas noworocznego spotkania Katolickiego Radia Podlasie z samorządami i biznesem, sypał przykładami nie tylko z dużego Wrocławia, ale i 50-tysięcznego Piaseczna.
Parking, nie pułapka
Kto jeździ do dużych galerii handlowych, ten już przed wjazdem do wielopoziomowego garażu ma informację, ile jest wolnych miejsc. A gdyby tak rozciągnąć to z jednego parkingu na kawałek miasta? – W Piasecznie wokół urzędu miasta jest ciąg jednokierunkowych zatłoczonych ulic, a na końcu notorycznie zapchany parking. „Oczujnikowaliśmy” je, aby kierowcy wiedzieli, czy mogą liczyć na miejsce i nie wjeżdżali tam bez potrzeby, a miasto miało wiedzę o rotacji samochodów na tym parkingu – opowiadał Michał Łopucki.
Woda nieprzerwanie na oku
Zdalny odczyt wodomierzy robi wiele spółdzielni mieszkaniowych i komercyjnych zarządców nieruchomości. Kontrolerzy nie muszą już pukać do setek mieszkań i zaglądać osobiście do liczników. Wystarczy, że przejdą się klatką schodową i odczytają dane zdalnie. Ale i tutaj można pójść krok dalej i wysyłać te dane automatycznie. W dodatku można to robić już nie raz na miesiąc, ale codziennie. Dzięki temu, obok rutynowego wystawiania faktur mieszkańcom, da się wyłapać miejsca awarii zanim wyciekająca woda niepostrzeżenie wypłucze wielką jamę pod ulicą. Do takiego rozwiązania przekonał się Wrocław, który właśnie rozbudowuje sieć wodociągowych czujników z 47 do 70 tysięcy.
Inne zastosowania
To samo dotyczy sieci ciepłowniczych, oświetlenia ulicznego, wczesnego ostrzegania przed gołoledzią albo ciągłego (a nie robionego kilka razy do roku) pomiaru jakości powietrza i ulicznego hałasu. Są też zastosowania nietypowe: – Lotnisko w Katowicach poprosiło o mierzenie pokrywy śnieżnej na swojej hali. Miało z tym problem, bo hala duża, miejsce publiczne i trzeba tego mocno pilnować. Mamy więc prosty system pomiaru grubości (a więc i ciężaru) pokrywy śnieżnej i szybkości jej przyrastania, dzięki czemu można wysłać ludzi na dach do zgarniania dokładnie wtedy, kiedy jest taka potrzeba – opowiadał Michał Łopucki.
Czujniki tanieją i często nie trzeba do nich ciągać kilometrów kabli, bo transmisja danych może być bezprzewodowa, a bateryjne zasilanie starcza nawet na kilka lat. Koszty tego rodzaju systemów nie są już więc barierą nawet dla mniejszych miast. Oczywiście, nie oznacza to opomiarowania na zasadzie „wszystko i wszędzie”. Lokalne władze mogą jednak określić dziedzinę, w której zebranie i analiza dużej ilości danych przyniesie mieszkańcom poprawę jakości życia i oszczędności finansowe – a potem wybrać i wdrożyć odpowiednie rozwiązanie.
1 komentarze
W artykule pojawiły się wyłącznie "plusy". Dlaczego nie zostały opisane "minusy" i zagrożenia tej technologii?